Zamknięciem niedzielnych uroczystości festiwalowych "Kraków miastem Stanisława Vincenza" był wieczór "Stanisław Vincenz i Czesław Miłosz - w kręgu wzajemnych inspiracji". Wydarzenie miało miejsce w krakowskim Centrum Kultury Rotunda przy ul. Oleandry. Wieczór otwarła prezentacja filmowa autorstwa Waldemara Czechowskiego "Rozmowy Miłosza z Vincenzem na podstawie filmu ŚLADAMI VINCENZA”. Film wprowadził zebranych w problematykę, która była poruszana w ramach panelu dyskusyjnego, który poprowadził Pan Andrzej Franaszek - literaturoznawca, krytyk literacki, redaktor działu kulturalnego w "Tygodniku Powszechnym".
Goście panelu: Małgorzata Dziewulska (eseistka, pisarka teatralna i reżyserka), prof. Mirosława Ołdakowska-Kuflowa (KUL, filolog, autorka jedynej monografii poświęconej St. Vincenzowi) oraz dr Marek Bernacki (adiunkt w Katedrze Literatury i Kultury Polskiej ATH w Bielsku-Białej., autor i współautor książek z zakresu literaturoznawstwa) rozmawiali o niezwykłym spotkaniu wielkiego poety z wielkim myślicielem, do którego doszło w roku 1951, po tym jak Miłosz znalazł się na emigracji w sytuacji dla siebie bardzo trudnej. Jednym z plonów tego spotkania jest wiersz Mittelbergheim dedykowany Vincenzowi. Czesław Miłosz nazywał go wierszem rekonwalescencji".
To spotkanie z Vincenzem sprawiło, że jak pisał w listach Jerzy Giedroyć po trzech tygodniach pobytu w La Combe Miłosz wrócił odmieniony z chęcią życia.
Andrzej Franaszek podkreślił, że"spotkanie miało także kontekst czysto osobisty. Dla Miłosza było odnajdywaniem własnych pokładów emocjonalnych, mając przez całe życie tendencję do miłości własnej, ale z drugiej strony mówił o sobie że jest "kolannopokłonny"- szukał autorytetów osobowych przed którymi chciał się pokłonić. W swoim życiu miał kilka takich osób jedną z nich był Stanisław Vincenz. W listach z lat 50. znajdujemy zupełnie inny obraz poety niż w latach 90. kiedy był postrzegany jako skała i opoka. Był jak "przerażony chłopiec", jak "chrząszcz który chce biec we wszystkie strony na raz". Bywały okresy, że myślał nawet o samobójstwie, potrzebował "ojca". Miłosz w swoim wykorzenieniu potrzebował konkretnej silnej pomocy duchowej ... odnalazł ją w Vincenzie, którego nazywał "dziadkiem". "profesorem"..Szukał także więzi intelektualnych nawiązując znajomość z Jean Hersch.
Profesor Mirosława Ołdakowska-Kuflowa charakteryzując stan poety dodała " Miłosz nie miał w sobie tej pewności siebie i poczucia zakorzenienia w konkretnej tradycji i czuł się zdezorientowany i wyobcowany. Vincenz miał inny charakter . Miał poczucie pewności, ale nie narzucał innym swojego zdania umiejąc słuchać. Miał poczucie świadomości z czego się wywodzi, i że to jest wartościowe". Następnie przybliżyła na czym polegał uzdrawiający wpływ Vincenza w kontekście zagadnienia konieczności historycznej. "W momencie gdy Miłosz łamał się z zagadnieniem konieczności historycznej, czy jest koniecznością aby świat przeszedł przez rewolucję w wydaniu sowieckim, Vincenz był po głębokich studiach całego nurtu lewicowego oraz doświadczeniach osobistych. Studiował w Wiedniu 7 lat w okresie, kiedy w tym mieście było bardzo dużo Rosjan wyrzuconych ze swojego kraju po rewolucji 1905 r . Spędził z nimi wiele czasu, rozmawiając i ucząc się także języka rosyjskiego, poznał od wewnątrz specyfikę sowieckiego ruchu anarchistycznego. Dlatego 17 września 1939 r nie miał najmniejszych wątpliwości co będzie sie działo w Polsce. Vincenz przeszedł także porzez sowieckie więzienie, stąd gdy w 1951 r spotkał się z Miłoszem miał wiedzę i argumenty na dyskusję. Mówił mu "Niechże Pan nie będzie tak prowincjonalny w czasie" . Vincenz postrzegał bowiem proces historyczny i cywilizacyjny w kontekście całej tradycji humanistycznej od starozytnych Indii i Grecji przez cywilizacje które uoadały i rodziły się ponownie. Uważał więc konieczność historyczną jako prowincjonalność w czasie, szersze dzieje ukazują nam co jest wartościowe, co jest ważne. Dawał mu także rady praktyczne - "niech Pan pójdzie do Muzeum pokazującego życie domowe w Paryżu i zobaczy co jest rzecza ludzką i co jest wartością !""
Małgorzata Dziewulska porównała sytuację Miłosza w latach 50. do sytuacji wspólczesnego człowieka uwikłanego w kulturę racjonalistyczną i agresywny język korporacji. Mówiąc o odczytywaniu Vincenza w kontekście kontaktu z naturą powiedziała, że "z chodzeniem po górach jest tak, że robi się to czasem nawykowo, jeśli ktoś zasmakował gór to bedzie tam wracał. Ale czym innym jest powracać i obcować z górami , a przetrawić własny stosunek do świata w duchu lokalności, krajobrazu i patrzenia na ludzi jakiego uczył Vincenz. Mówił on bowiem że nie zna osoby, która nie mogła by być moim przyjacielem. Dziś świat jest jeszcze bardziej radykalny i ataki na nas są bardziej ukryte i bardzo łatwo jest się zagubić, stąd trudniej jest dzisiaj niż w latach 70. właściwie czytać Vincenza .
Marek Bernacki przypomniał, że spotkania Miłosza z Vincenzem były rodzajem "terapii nadziei" . Pozwoliły one na powrót do pamięci i uczynienie z pamięci jednego z tematów swojej twórczości. Namacalnym dowodem czego jest Dolina Issy - autobiograficzna opowieść, traktat teologiczny, który był swoista autoterapią Miłosza. W wywiadach Miłosz wspominał, że gdyby nie spotkania z Vincenzem nigdy by tej powieści nie napisał.
Jak powiedziała Pani Profesor Ołdakowska: "Pierwszą płaszczyzną równości obu wielkich twórców było zamiłowanie do przyrody i wyrażenia w utworach całej jej złożoności, swoista pobożność do przyrody. Człowieka pobożnego określa Miłosz nawet jako osobny gatunek w stosunku do niepobożnego. Pobożność Vincenza polegała na tym, że postrzega ją w kategoriach odpowiedzialności człowieka wobec bytu, wobec Boga i drugiego człowieka. Miłosz w "Traktacie Teologicznym" także mówi, że pierwsze ma być pierwsze , a tym jest poczucie prawdy, a teologia to poszukiwanie prawdy w człowieku i w świecie.
Marek Bernacki dodał, że "dobrze oddaje to cytat Miłosza we wstępie do esejów Vincenza "Po stronie pamięci" (1965), w którym analizuje kwestie przeżywania przestrzeni":
"Człowiek niepobożny przejeżdża w ciągu dnia wiele setek i tysięcy kilometrów nie dostrzegając nic co by go wzruszyło a tak jak przestrzeń traci dla niego wartość szczegółu traci wartość i czas a jego nihilizm jest poczuciem utratu ojczyzny niebieskiej i ziemskiej"
Ale właśnie środkiem na niepobożność i nihilizm zalecanym przez Vincenza jest wzbogacenie i przestrzeni i czasu żeby sie w nich działo, żeby nasza wyobraźnia była na nie otwarta".
Jak powiedział prowadzący panel "taka postawa Vincenza jest bliska organizatorom Festiwalu bo to wydarzenie to pielgrzymowanie na Huculszczyznę do miejsc, do rytuałów do pewnej przeszłości, która jest w tym miejscu zachowana, zapamiętana, którą usiłuje się przywoływać, rekonstruować ale z pewnym pietyzmem, pobożnością i szacunkiem wobec istnienia".
W dalszej części wieczoru krakowscy aktorzy - Joanna Wodo i Jakub Grzywa zinterpretowali utwory Czesława Miłosza (wiersz Mittelbergheim) i Stanisława Vincenza (fragmenty na Wysokiej Połoninie) a nasi goście z Huculszczyzny przeplatali utwory solową grą na skrzypcach, cymbałach i zespłową na trambitach i rogach.
Ostatnim akordem wieczoru był godzinny koncert Zespołu Huculi Mikołaja Iliuka z Żabiego.